NOBU Dubai: japońsko – peruwiański performance smaku
To jedno z tych miejsc, o których słynni raperzy piszą swoje piosenki i w których „należy” bywać, choć ich właściciel – Nobu Matsuhisa – nie dba o gwiazdki Michelin. Dba za to o niezwykłą atmosferę i świetne jedzenie, w czym pomaga mu jeden z jego wspólników – Robert de Niro!
Nie jest łatwo o rezerwację w obleganych restauracjach o klubowej atmosferze podkręconej teatralnym oświetleniem i luksusowymi japońskimi elementami, pełnych stałych klientów lub celebrytów.
Kiedy jednak przekracza się stanowisko hostess i zostaje wpuszczonym do świata NOBU w eleganckim hotelu Atlantis The Palm, kelnerzy, pracujący na naszych oczach kucharze i sushi-masterzy wykrzykują głośno „Irasshai!”. Zawołanie to jest tradycją w japońskich barach sushi i oznacza, że wszyscy właśnie witają nas w progach swojej restauracji. Od tego momentu możemy być pewni, że zaopiekują się nami niebywali profesjonaliści: obsługa w NOBU należy do najlepszych, co nie znaczy, że będzie sztywna. Kelnerzy, kucharze i managerowie – niezwykle kontaktowi – pochodzą z całego świata: przyczyną tego są nie tylko kosmopolityczne lokalizacje restauracji, ale też fakt, że wykwalifikowany staff migruje pomiędzy 29 lokalami NOBU, zasilając uczących się kolegów.
Dlatego naszym kelnerem w Dubaju był mieszkaniec Las Vegas, opiekował się nami również Meksykanin i rasowy Nowojorczyk. Wszyscy ze swadą opowiadali o dubajskim szefie kuchni – krewkim Francuzie! – i szefie szefów, samym Nobu. A gdy spostrzegli, że coś nam smakuje – zmieniali zamówienia tak, by dopełnić nam ulubione smaki.
Bo jedzenie w NOBU to nawet nie uczta – to dynamicznie zmieniający się performance z wieloma przekroczeniami strefy komfortu, ale zawsze z sukcesem. Po pierwsze jest to restauracja ekstremalnie rybna.
– Jak słyszę, że ktoś nie je ryb lub owoców morza, przynoszę mu pizzę od Locatellego – żartuje szef Herve Courtot. Ale tak naprawdę przyjmuje strategię samego Nobu Matsuhisy: kiedyś przyszedł do niego klient z dzieckiem, które chciał przekonać zarówno do maków, jak i do ryby – Nobu zrobił dla niego specjalne rolki z pieczoną rybą, które dzieciak pokochał na tyle, by spróbować również surowizny.
I my w grupie odwiedzającej NOBU mieliśmy pescasceptyczkę – i właśnie tu dała się przekonać co najmniej do paru rybnych pozycji. Ale jak nie dać się przekonać, kiedy na talerzu ląduje dorsz z foie gras i sosem truflowym, który jest spoza karty i który pojawił się tylko dlatego, że poprzednią przekąskę z truflami przyjęliśmy z zachwytem?
Jednak co mają trufle do kuchni japońskiej? W NOBU podaje się bowiem kuchnię, której podstawą są potrawy, składniki i techniki z Kraju Kwitnącej Wiśni, ale np. wymieszane z ukochanymi klasykami z Ameryki Południowej samego założyciela (tacos i ceviche!) i wariacjami wprowadzanymi przez każdego z szefów z osobna. Kucharze cyzelują je z lokalnych składników, podają wizytującemu wszystkie lokalizacje Nobu i jeśli zyskają one jego aprobatę – lądują w karcie tej i być może innych restauracji.
Inne wariacje zakładają europejskie dania podkręcone miso, wasabi czy ponzu lub japońskie z dodatkiem np. jalapeno. Zjemy tu też szereg potraw z ukochanej przez Nobu wagyu beef – czyli najlepszej na świecie wołowiny. Na ucztę w tym miejscu nie można się przygotować: zarówno na niekończący się rząd przystawek w niewielkich kęsach podanych na fantazyjnej zastawie, jak i na niezwykłe połączenia dań głównych czy fantazję w przygotowywaniu deserów czy drinków.
– Nie dbam o gwiazdki Michelin – mówi sam Nobu Matsuhisa – dbam o jakość.
I to naprawdę czuć: każde danie to wycyzelowany, bezpretensjonalny majstersztyk, a jednocześnie opowieść o paru kulturach, świetnych, ciekawych produktach i prostocie dań składających się najwyżej z trzech składników.
Zdjęcia z: www.facebook.com/NobuDubai
— — —
Kochani, jesteśmy obecni również na Instagramie. Warto nas śledzić, aby nie przegapić żadnej nowości na naszej stronie czy informacji o organizowanych przez nas wydarzeniach. Na Facebooku niestety niekiedy wiele umyka, warto więc być z nami i tu: