Kieliszki na Próżnej: tu należy bywać
Czy to modna winiarnia na Brooklynie, czy popularna bistroteka w Paryżu? W dyskretnym świetle odbijającym się od wiszących nad barem 1116 kieliszków można dostrzec zgromadzony tu kulinarny tout le monde – my trafiliśmy akurat na wizytację objadających się tu szefów z Nomy. Czy temu miejscu potrzebna jest inna rekomendacja?
Tłum znanych smakoszy, krytyków i dziennikarzy kulinarnych, którzy na Próżną zabierają raz po raz znajomych oznacza dwie rzeczy: że zapewne jest tu dobre jedzenie i wyborne wino, i że na pewno przyda się nam rezerwacja, bo w ruchliwe wieczory (a może to być tu np. wtorek…) zajęte są nawet wszystkie miejsca przy barze.
Co przyciąga do Kieliszków? Magia kamienicy, w której rozgrywał się „Zły” Tyrmanda? Szampańska atmosfera na odrestaurowanej Próżnej, która wraz z pobliskim Cosmopolitanem stała się warszawskim kulinarnym zagłębiem? Na pewno niesamowite osoby stojące za Kieliszkami – czyli ekipa twórców Butchery&Wine oraz jeden z najlepszych polskich sommelierów, Paweł Demianiuk. W Kieliszkach osobiście dogląda gości – na pewno go więc spotkacie. Przystanie przy stoliku, porozmawia, zachęci, opowie. A tak jak Paweł Demianiuk mało kto o winach opowiada. Zwłaszcza o jego ulubionych winach pomarańczowych. Nas absolutnie rozkochał w Pinot Grigio, którego kolor przypominał sok malinowy.
Sommelier trunki dobiera do potraw, ale też do osobowości i potrzeb gości: pyta, dyskutuje. A – co najlepsze – każdy może tu każdego z win skosztować. W Kieliszkach bowiem nie dość, że jest specjalna karta z winami na kieliszki (a do tego można wybrać pojemność 75ml albo 150ml), to jeszcze pozostałe 130 butelek wina można dla nas otworzyć. Nawet te najbardziej wyrafinowane i najdroższe, bez zagrożenia, że reszta ulegnie degradacji, gdyż na Próżnej jest specjalne urządzenie umożliwiające taką magię, nazywa się Coravin.
Do Kieliszków można wybrać się jedynie na wino, ale… nie warto. W kuchni rządzi bowiem Krzysztof Bugiera, kucharz znany z programu Top Chef. I proponuje nam swojską wersję tapas – czyli „talerzyki”. Do wyboru jest bardzo smaczny chleb z domowym majonezem, krokieciki z dorsza przywodzące na myśl najlepsze wspomnienia z Hiszpanii, czy świetne świńskie uszy: chrząstkowe, chrupiące frytki z ostrym sosem. Do tego zamówić można marynowane warzywa – w tym świetną octową rzodkiewkę, czy rzymską sałatę ze skórą kaczki oraz absolutny przebój: domową mielonkę w kształcie przypominająca konserwę. Ten „talerzyk” zdradza zarówno kunszt, jak i poczucie humoru szefa kuchni.
Wszystkie mini – przekąski, idealne pod kieliszek wina – to jednak nic w porównaniu do proponowanych przez Bugierę przystawek. Prawie pobiliśmy się o dostęp do „pasztetowej” z foie gras. Podanej na pięknie wyrośniętej chałce, z porządną, korzenną konfiturą, posypanej… startym foie gras.
Pogodził nas dopiero tatar – genialnie grubo zmielony, przyprawiający smakiem umami o zawrót głowy – uznawany za jeden z najlepszych w mieście. Absolutnie niczego nie brakowało także śledziowi – świetnie podkręconej wersji polskiego klasyku z buraczkami i genialnie przyrządzonymi ziemniakami – oraz kaszance z jesiotrem i gotowanym w sześćdziesięciu stopniach jajku.
Smakowała nam też ziemniaczana „słomianka” z kawiorem z pstrąga. Po tych przystawkach miejsca wystarczyło nam już tylko na jedno główne danie – genialny dorsz z ziemniakami (Krzysztof Bugiera wyrasta na stołecznego króla dobrze przyrządzonych kartofli!) oraz z fenkułem przełamanym konfitowaną cytryną. W tym daniu cytrusowo – anyżowe nuty idealnie uzupełniały delikatnie rybne i ziemniaczano mączyste, klasa!
Ponieważ jednak mamy w żołądku osobną zakładkę na deser – podzieliliśmy się genialnymi śliwkami w czekoladzie oraz topinamburem z babeczką migdałową i granitą kawową. Wiadomo, że Bugiera ma rękę do słodyczy – i czuć to w każdym kęsie świetnie zrównoważonych, choć wcale nie prostych deserów. Śliwki, czekolada wanilia – to klasyk. Ale topinambur? Pulchna babeczka pięknie podkreśla jego waniliowo – orzechowo – ziemiste nuty, podbite jeszcze chłodną, odświeżającą, lekko kwaśnawą kawą.
Kieliszki uwielbiamy za taki właśnie jak w deserach, zrównoważony całokształt. Przy takim winie i jedzeniu można zapomnieć o tym, gdzie się siedzi, restauracja zachwyca jednak również i pięknym graffiti na ścianie, i dyskretnymi lampami, i wielkimi bukietami kwiatów. Naprawdę trudno się w tym miejscu nie zakochać.
Zdjęcia z: https://www.facebook.com/Kieliszki-na-Pr%C3%B3%C5%BCnej-1630307717249654/?fref=ts
— — —
Kochani, jesteśmy obecni również na Instagramie. Warto nas śledzić, aby nie przegapić żadnej nowości na naszej stronie czy informacji o organizowanych przez nas wydarzeniach. Na Facebooku niestety niekiedy wiele umyka, warto więc być z nami i tu: