Bulaj – z szumem morza w tle
Jeśli będąc w Sopocie szukacie miejsca, które serwowałoby prawdziwe, pełne smaku jedzenie i świetne ryby, a do tego chcecie jeszcze być ugoszczeni jak w domu i popatrzeć na morze – Bulaj jest do tego jedyny.
Z jedzeniem w miejscowościach uzdrowiskowych lub popularnych wakacyjnych destynacjach zawsze jest problem. Na szczęście stali bywalcy i mieszkańcy tych miejscowości przekazują czasem z ust do ust miejsca godne polecenia – i to takie, które siły nabierają na cały kraj: nierzadko do takich miejsc się wręcz pielgrzymuje.
Jedną z takich restauracji jest właśnie Bulaj – od dekady obecny na mapach foodiesów odwiedzających Trójmiasto. Dlaczego piszę Trójmiasto? Bo jak kocha się jedzenie, a jest się przypadkiem poza Sopotem, to po prostu bierze się taksówkę i jedzie na obiad czy kolację do Bulaja.
A tam trafić warto przede wszystkim ze względu na usytuowanie tego miejsca. Tym, którzy trafić tu mają po raz pierwszy warto dać taką wskazówkę: stojąc przodem do morza, molo i Grand Hotelu trzeba iść deptakiem (albo brzegiem morza, ale wtedy będzie wam trudniej trafić za pierwszym razem!) w lewo przez park. I tak iść i iść, aż trafi się na ceglasto-malinowy budynek z turkusowymi oknami. To właśnie Bulaj – wcale nie wygląda na mekkę smaku. Często traktowany jest przez turystów jako kawiarnia lub po prostu wygodne przejście w drodze nad morze. Trudno się dziwić: ukryty w krzakach porastających wydmę, bezpretensjonalny – wcale nie wygląda na restaurację obsypaną nagrodami, której szefowie gotują dla Prezydenta i wygrywają – jak choćby ostatnio na Wine & Noble Night – główne nagrody w konkursach kulinarnych.
Jest tu niezobowiązująco, domowo – restaurację współprowadzi bowiem niezastąpiony Mateusz Moroz, brat szefa Artura Moroza, rugbysta, i jak to w tej rodzinie już jest – smakosz. To między innymi dzięki temu Bulaj może być traktowany niczym wzorcowa polska trattoria: jest rodzinnie do tego stopnia, że każdy z pracowników przedstawiony jest na stronie internetowej restauracji. A każdy kto tu wchodzi, czuje się jak w domu: nieprzesadny wystrój nie odciąga uwagi od dwóch rzeczy, które w tym miejscu są najważniejsze: widok – najlepszy z pięterka – i menu.
Autorem tego ostatniego jest – paradoksalnie – Warszawiak, którego marzeniem od zawsze było zamieszkać nad morzem i który z usytuowania swojej restauracji czerpie co najlepsze. W karcie znajdują się tu więc nie tylko ryby z najbliższego zbiornika wodnego, ale też świetne ryby słodkowodne, kaszubska jagnięcina, gęś z Kołudy, czy wszelakie bogactwa Kujawsko-Pomorskiego. A tak naprawdę w Bulaju nigdy nie wiadomo na co się właśnie kulinarnie trafi – i najlepiej zdać się na obsługę lub wszystkowiedzącego Mateusza, który czasem lepiej od nas wie na co mamy ochotę.
Wszyscy znajomi i internauci napiszą wam, że trzeba tam skosztować zup – rybnej i solijanki. Nie da się ukryć, że zachęca do tego szumiąca (tak, Bulaj ma aż tak blisko) obecność morza. Jednak jeśli dowiecie się, że akurat jest świeża ryba – dajcie ją sobie doradzić. Powiedzcie tylko, czego nie lubicie i zdajcie się na kuchnię. I pamiętajcie – to miejsce, w którym zawsze podadzą wam wyborne śledzie. Ale jeśli będą mieli akurat tatara z dorsza… nie wahajcie się ani chwili, podobnie jak przy sandaczu w borowikach, czy zawsze tam świetnych pasztetach.
Karta to – jak w każdej prawdziwej trattorii czy bistro – jedynie podkładka pod „prawdziwe” dania, które pojawiają się tu w wyniku ciekawej dostawy, wejścia w najlepszą fazę sezonowego składnika, czy po prostu fantazji szefa kuchni. Załapiecie się tu i na swojskie sery zagrodowe i na wykwintnego królika z foie gras, ale też na przepyszne rybne kiełbaski.
Niezależnie od sezonu i pogody trzeba tu wpaść na genialną bezę: skorzystać ze słońca, lub owinąć się szczelnie kurtką i zjeść ją z widokiem na Bałtyk. To jest właśnie to ultimate Bulaj experience, za którym wszyscy my – daleko od Sopotu – tęsknimy.
Zdjęcia z: www.bulaj.pl
— — —
Kochani, jesteśmy obecni również na Instagramie. Warto nas śledzić, aby nie przegapić żadnej nowości na naszej stronie czy informacji o organizowanych przez nas wydarzeniach. Na Facebooku niestety niekiedy wiele umyka, warto więc być z nami i tu: