Wywiad z Harel
Harel to blogerka modowa, której mocną stroną są przede wszystkim słowa. Na jej blogu nie znajdziecie stylizacji autorki czy porad „jak dobrze wyglądać”. Blogerka słynie z wyważonych opinii, estetycznej dojrzałości oraz uśmiechu, z którym trudno jej nie zobaczyć. Jeśli jeszcze nie znacie, to zajrzyjcie koniecznie: www.harelblog.pl.
1. Jesteś blogerką modową, lecz Twoją mocną stroną są słowa, a nie zdjęcia. Dlaczego?
Od początku ideą bloga były słowa. Uwielbiam pisać, w swoim zawodzie za bardzo wypisać się nie mogę, więc blog okazał się świetną alternatywą. Gdy go zakładałam, nie było podziału na blogerów piszących i szafiarki. Ba, nie istniało nawet słowo „szafiarka”! Po prostu tworzyliśmy blogi o modzie. Pisaliśmy o tym, co nas w niej fascynuje, wkurza itp. Przez pewien czas prowadziłam także szafiarski blog, ale to było dawno i po prostu mi się odechciało. Podziwiam dziewczyny, które mają na tyle motywacji, żeby kilka razy w tygodniu organizować sobie właściwie profesjonalne sesje zdjęciowe.
2. Co sądzisz o barwnym świecie polskich szafiarek?
Nawet nie wiem, czy istnieje coś takiego, jak świat polskich szafiarek. Podobnie jak my, blogerzy piszący, też nie mamy swojego świata. Raczej wszyscy jesteśmy częścią większej całości i myślę, że umiejętnie wpasowujemy się w różne nisze. Co do samych szafiarek, w pewnym momencie przestałam się orientować, co i jak. Mam kilka blogów, które odwiedzam regularnie, ale ich liczba raczej się zmniejsza niż rośnie.
3. Jesteś znana ze swoich wyważonych osądów, tymczasem w modzie wielu stara się zyskać publiczność dzięki kontrowersji. Skąd bierze się Twój spokój?
Może z tego, że nie jestem z branży? Mam swoje kompletnie odrębne od mody życie, swoją małą rodzinę, pracę w zupełnie innej niż moda dziedzinie. Coraz częściej nie mam ochoty zabierać głosu w danej dyskusji, ponieważ coraz częściej te dyskusje odchodzą wg mnie od meritum. Nie muszę mieć racji w tym podejściu, ale wolę trzymać równowagę. Czasem się wkurzam, nawet zdarza się mi to ubrać w słowa na blogu, ale powoli od tego odchodzę. Chcę się skupiać na pozytywach. Wokół nas dzieje się tyle kiepskich rzeczy, że emocjonowanie się złą kolekcją czy celebryckimi skandalami wydaje mi się wręcz nieprzyzwoite. Ale, podkreślam, szanuję osoby, które mają na tyle czasu i energii, żeby je napiętnować. Może kiedyś będzie jakiś plus z tego? Choć, szczerze mówiąc, nie spodziewałabym się zbyt wiele.
4. Chodzisz na pokazy mody i widzisz cały zbytek, który im towarzyszy. Jak się w nim odnajdujesz?
I znów muszę wspomnieć o odchodzeniu od meritum. To, co dzieje się na pokazach, jest w pewien sposób nieodłączną częścią mody. Blichtr, lans, flesze, pierwszy rząd, w którym chcą być wszyscy… Ale staram się nie poświęcać temu wszystkiemu zbyt wiele uwagi. Przychodzę, oglądam kolekcję, jak się uda, czasem nawet z bliska, jak nie, lecę potem za kulisy i nie mam problemu z miejscem w tzw. pierwszym rzędzie od końca. Obiecałam sobie kiedyś, że jak zacznę strzelać fochy, że ktoś mnie przesadza do tyłu, zakończę działalność. I nawet ostatnio w Łodzi miałam taki wybuch, bo rozpuściły mnie poprzednie edycje. Na szczęście udało się go okiełznać.
5. Twój blog jest bardzo popularny. Czy wiążesz z nim jakieś dalsze plany? Chcesz go rozwijać, a może zrobić go swoim głównym źródłem utrzymania?
Chcę go po prostu prowadzić. Tak długo, jak będzie mi to sprawiać przyjemność. Rozwija się w naturalny sposób, tak jak ja się rozwijam (mam przynajmniej nadzieję). Główne źródło utrzymania raczej odpada, za bardzo uwielbiam swoją pracę. Ale coraz częściej myślę, żeby zacząć na nim zarabiać. Choćby po to, żeby mieć fundusz na taksówki, którymi wracam z pokazów i na które w związku z tym wydaję sporo kasy. Pisać to może i umiem, ale marna ze mnie businesswoman.
Zdjęcia autorstwa Joanny Glogazy.